Jak obudzić swoje ukryte pokłady pisarskiej kreatywności? Lista metod

Nie wiesz, jak zacząć pisać? Mierzysz się z blokadą twórczą? Poniższe metody pomogą obudzić Twoje ukryte pokłady fabularnej pomysłowości.

Metoda Bradburego

Amerykański autor, najbardziej znany ze swojej powieści Fahrenheit 451, po kontakcie z pracownikiem cyrku, tajemniczym Mr. Electrico postanowił zacząć pisać jedno opowiadanie dziennie. Mimo swojej dzikiej pomysłowości, Bradbury, gdy czasem siadał do maszyny, miał w głowie kompletną pustkę, którą leczył przez głośne, wielominutowe wypowiadanie słów, przychodzących mu aktualnie do głowy. Robił to do aż momentu, gdy jego mózg wchodził na odpowiednią ścieżkę kreatywności. Słowa kojarzą się nam z pewnymi chwilami w naszym życiu, które mogły ulec zatarciu, oraz są w stanie stworzyć całkiem nowe obrazy w naszej świadomości.

Gadać głośno do siebie, aż historia sama przyjdzie.

Metoda senna 

Psychoanaliza nadała snom olbrzymie znaczenie. Niezależnie, czy uważamy freudyzm i jungizm za stek bzdur, czy wciąż nośną szkołę psychologiczną, warto przypomnieć, że wielu artystów przyznawało się otwarcie do czerpania ze snów. W stanie sennym porzucamy myślenie racjonalne i logiczne, czyli największych morderców swobodnego wymyślania, kreacji i bajdurzenia.

Zapisać kilka snów po przebudzeniu.

Metoda Bernharda 

Austriacki pisarz Thomas Bernhard każdego ranka przeglądał dzienniki, szczególnie lubując się w ogłoszeniach drobnych, wieściach z prowincji, okienku policmajstra. W tych krótkich dziennikarskich notatkach pojawiały się czasem błyski czy nieoczekiwane zbitki znaczeń, które rosły po czasie w głowie pisarza do rozmiarów samodzielnych opowiadań.

Czytać wszystko – instrukcje obsługi, karty dań, blogi dzieci, dziwne fanpeje – wszędzie może czaić się iskra.

Metoda obserwacji

Tysiące pisarek, artystek wizualnych, reżyserów opierało swoją twórczość i pomysłowość na akcie obserwacji. Warto gdzieś usiąść i zacząć konfabulować na temat tego, co się widzi. Dlaczego nieznajomi ludzie wyglądają tak, jak wyglądają? Czego oni chcą, pragną, co robili dzisiaj rano, co nimi kieruje? Czy towarzyszą im pewne znaki, które mogą coś sugerować?

Patrzeć na świat i dopowiadać historie o ludziach.

Metoda Masłowskiej

Polską autorkę podobno nie prowadzą obrazy, ale słowa. Masłowska chodziła po mieście, nasłuchując, i jedno usłyszane zdanie potrafiło otwierać u niej całą kawalkadę historii i fleksyjną burzę. Metodę odrobinę zarżnęli fejsbukowi opowiadacze, którzy w mikro-statusowych, często zmyślonych, historiach przedstawiali zasłyszane dialogi. Mimo tego bagażu, ta metoda wciąż ma swój potencjał.

Zamknąć oczy i nasłuchiwać. Jedno zasłyszane zdanie, dialog, kwestia mogą odpalić historię. 

Metoda Austera

Nowojorski pisarz Paul Auster podążał za obrazami, które pojawiały mu się w głowie. Na ich podstawie sztukował historie – obraz, wizja obrastały kolejnymi wyobrażonymi, wizualnymi sekwencjami.

Jeśli w głowie pojawia się przebłysk, to trzeba za nim iść.

Metoda biograficzna

Jedna z najpopularniejszych metod, która stoi za wieloma wypowiedziami artystycznymi, na przykład „Szklanym kloszem” Sylvii Plath czy twórczością Tracey Emin. Swoją biografią można dowolnie grać, łączyć cztery historie w jedną, pięć osób w dwie, rzeczy, które nie mogły się wydarzyć, uczynić wydarzonymi, a inne pogmatwać, odwrócić czy przenicować.

Wleźć w siebie i zabawić się swoją biografią. Prokurować dziwne życiowe sytuacje.

Jedna z metod OuLiPo

Georges Perec, członek eksperymentalnej francuskiej drużyny pisarskiej „OuLiPo”, stworzył kiedyś krótką rzecz, która nazywała się „Próba wyczerpania pewnego miejsca paryskiego”. Ten autor usiadł przy stoliku w kawiarni i zapragnął opisać ją do cna, wyczerpać ją. Z pewnego narzuconego rygoru paradoksalnie może obudzić się większa kreatywność niż w chwilach zbyt wielkiej twórczej wolności.

Usiąść gdzieś, nawet w swoim pokoju, i dokonać myślowego, pisarskiego czy wizualnego wyczerpania danej przestrzeni.

Metoda Jodorowskiego

Chilijski reżyser w młodości sądził, że musi obudzić swoją zasklepioną wyobraźnię. Bawił się dlatego przed snem w gierkę pod tytułem „co by było gdyby”. Zmieniał w ten sposób w swoich myślach warunki, którymi kieruje się rzeczywistość i starał się przewidzieć, jak wpłynęłoby to na wszystkie elementy życiowego systemu (pchły wielkości koni, mały penis w kąciku oka, język bez czasowników). Głowa jest elastyczna, można ją bombardować największymi głupotami, a może przy odpowiednim rozdaniu odda nam coś pomysłowego.

Grać w abstrakcję.

Metoda grupowa 

Gdy tworzy się samemu, czasem można odlecieć i zacząć uważać coś naprawdę złego za objaw geniuszu. Dlatego tak ważna jest konfrontacja z innymi – pytania o rady, wspólne wymyślanie rozwiązań. Osoba niezaangażowana w problem, z inną bazą symboliczna, może spojrzeć na naszą kreację w świeży sposób i pomóc nam zrobić coś po prostu lepiej. Za to proszenie rodziny czy partnera/partnerki o ocenę często mija się z celem, bo są to osoby, którym na nas zależy i krytyka tego, co robimy, nie przejdzie im przez gardło.

Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę.

Metoda Quebonafide

Kuba Grabowski czuł się bardziej świadomy niż reszta jego małomiasteczkowego otoczenia, co wstrzymywało jego inwencję, więc raper postanowił przestać się rozwijać – długo spał, jarał dżointy, oglądał cały dzień chińskie bajki. Ten styl łączy się z metodą senną – intelektualizowanie rzeczywistości i zbyt logiczne podejście to wrogowie kreacji.

Po prostu trzeba zgłupieć.

A jakie są Wasze metody?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *